Ulica w paru fotkach. Od góry:
- Największe ciacho na wschód od Teksasu w okolicach House of Bols, do którego akurat nie dotarliśmy, bo (sic!) akurat we wtorek było zamknięte. Podrinkujemy kiedy indziej.
- Najwęższy dom świata. Przypatrz się dobrze. A myślałem, że to Japońce mają zamiłowanie do miniaturyzowania wszystkiego. A tutaj Holendrzy okazują się najwęższym narodem świata. Można się rozpychać barami.
- Red (pinky?) light nad kanałami.
- Amsterdam nocą z kościołkim w tle. Kościołek co ciekawe sąsiaduje z wytrynami z obleśnymi latynoskami w wersji XXL i XXX.
- Główny plac o nazwie, której nie udało mi się zapamiętać.
- Pomnik ku czci kobiet parających się najstarszą profesją świata.
- Tutaj wąscy Holendrzy mogą popuszczać pasa jak u nas za Sasa. Uliczka z witrynami z panienkami. Do wyboru, do koloru. Są i nasze rodaczki zapraszające do siebie na uciech sto przy akompaniamencie rodzimego disco polo. Narodowa duma rozpiera!
- Bulldog. Wykupili sobie niemal całą ulicę, zionącą oparami z trawki. Najbardziej znana coffeeshopowa marka. Mają wszystko od... zioła do... motocykli z buldogiem.
- Klub dla kolorowych borostworów.
- Plakat z Gay Hitsami! Hit!
- Dworzec z feralnym (?) Burger Kingiem. W przeciwieństwie do naszych dworców całkiem znośne miejsce, ale na nocleg nie polecam.
- Gorillazz na wyjeździe.
- Opona z cyckiem. Serio!