poniedziałek, 12 października 2009

Amsterdam vol. V









Tym razem bez komentarza. Wydaje się być zbyteczny ;]

wtorek, 22 września 2009

Amsterdam vol. IV - Muzeum Techniki (i nie tylko...)













Mała wycieczka do Muzeum Techniki. A raczej do Mrocznego Tankowca wbitego w skrawki ziemi, na których Amsterdam stoi. Tradycyjnie od góry:
  • Jedyna fotka z Ewą. Niech ma radochę.
  • Artur moczący girki wraz z dzieciarnią na tarasie ponad cudami techniki.
  • Taras opalający z imitacją plaży i imitacją morza. Mimo to zaje pomysł.
  • Tzw. cultural diversity.
  • A-a-aaa-amsterdam! I jedziemy! Wbrew pozorom to przykład jednego z miliona doświadczeń na żywo, których mój umysł nie był w stanie ogarnąć. Grunt, że dobrze wygląda!
  • Jedna bańka, druga bańka, aż zbierze się miarka. To nie ta bajka.
  • Elektro i roboty. W swoim żywiole :]
  • Fasada muzeum. Tak, tak chodzi o ten zielony okręt!
  • Zawsze miałem problemy z optyką. To widać.
  • Laser wars 4 stars :]
A będzie więcej!

środa, 9 września 2009

Amsterdam vol. III - osobliwości












Ciężko cokolwiek pisać o osobliwościach, bo gdyby nie były wielką zagadką ludzkości, to by się tu nie znalazły. Mimo wszystko od góry:
  • Uliczny grajek elegancik, bynajmniej nie z Mosiny. Zabiedzony student z gitarą i babcinki z flażoletem rodem z polskich ulic wymiękają.
  • Bogata kolekcja odświeżaczy do ust - 4 Bithes, Gays, Priests... 4 everyone!
  • Typowy przykład kulturalnego żula. He's speaking English!
  • "...bo to Pinky jest i M..." Serena!
  • Obalili Dziką Świnię i leży.
  • Kolorowe ceramiczne krowy. Sklep z ceramicznymi krowami. Ceramicznymi krowami!
  • Naćpany kot w wielkiej zawieszundzie. Zawieszunda rezydowała w sklepie z grzybami. Ani borowików ani pieczarek nie znaleźliśmy. Od tego jest Polska.
  • Rząd złotych kotów machających łapkami. Psychodela prosto z China Town.
  • Witryna reklamująca chińską knajpę. Zachęcające? Niezbyt!
  • Magiczny sklep z zabawkami dla dorosłych. I wcale nie chodzi o gadżety z sex-shopu! Słitaśny design z mroczną nutką.

wtorek, 25 sierpnia 2009

Amsterdam vol. II



















Ulica w paru fotkach. Od góry:
  • Największe ciacho na wschód od Teksasu w okolicach House of Bols, do którego akurat nie dotarliśmy, bo (sic!) akurat we wtorek było zamknięte. Podrinkujemy kiedy indziej.
  • Najwęższy dom świata. Przypatrz się dobrze. A myślałem, że to Japońce mają zamiłowanie do miniaturyzowania wszystkiego. A tutaj Holendrzy okazują się najwęższym narodem świata. Można się rozpychać barami.
  • Red (pinky?) light nad kanałami.
  • Amsterdam nocą z kościołkim w tle. Kościołek co ciekawe sąsiaduje z wytrynami z obleśnymi latynoskami w wersji XXL i XXX.
  • Główny plac o nazwie, której nie udało mi się zapamiętać.
  • Pomnik ku czci kobiet parających się najstarszą profesją świata.
  • Tutaj wąscy Holendrzy mogą popuszczać pasa jak u nas za Sasa. Uliczka z witrynami z panienkami. Do wyboru, do koloru. Są i nasze rodaczki zapraszające do siebie na uciech sto przy akompaniamencie rodzimego disco polo. Narodowa duma rozpiera!
  • Bulldog. Wykupili sobie niemal całą ulicę, zionącą oparami z trawki. Najbardziej znana coffeeshopowa marka. Mają wszystko od... zioła do... motocykli z buldogiem.
  • Klub dla kolorowych borostworów.
  • Plakat z Gay Hitsami! Hit!
  • Dworzec z feralnym (?) Burger Kingiem. W przeciwieństwie do naszych dworców całkiem znośne miejsce, ale na nocleg nie polecam.
  • Gorillazz na wyjeździe.
  • Opona z cyckiem. Serio!
Tbc.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Amsterdam vol. I













Wybrane miejscówki z Amsterdamu. Od góry:
  • Jeden ze squotów mieszczących się na ulicy... squotów. Niby ceny ziemi przygniatające, a Holendrzy cisną się na paru metrach kwadratowych niczym Duny w swych małych chatynkach, a tutaj masa pustostanów. W dodatku takich wypasionych, na lansie, jedynie z etykietką "beware stranger!". Dlatego zwiedzanie zostawiliśmy na inny raz.
  • Kasyno. Jedno z wielu. Z wielu mniejszych. To jest największe. Prawdziwa świątynia hazardu. Coś jak Licheń, ale dokonują się inne cuda. Ot choćby szczęśliwi nowicjusze wygrywają 1.5 bańki :D w ruletkę.
  • Coś. Chyba coffeeshop, bo i co może reklamować duch Marleya?
  • Eksponaty z Muzeum Seksu. Poza pierdzącym tyłkiem i obskurnymi kurtyzannami wyskakującymi z nienacka, szału nie ma. Niemniej można obejrzeć parę ciekawych gadżetów, które zrodziły się w zboczonych umysłach na przestrzeni wieków.
  • Chińska pływająca knajpa. Nic dodać, nic ująć. Skośni wszędzie się wcisną :]
  • Biblioteka. Tylko i aż. Właściwie to mega centrum kultury, gdzie można przesiedzieć godzinami. Z dala wygląda jak pokaźny biurowiec. Doczekamy się takiego cacka w Polsce?
  • Świątynia w małym China Town. Prawdziwa, a nie bajer dla turystów. Tam faktycznie modlą się do tego wielorękiego bouncera. W dodatku obok gra zawodzenie mnichów z małego radyjka na kasety. W środku można kupić wróżby, figurki, kasety medytacyjne itp. Mnich też jeść w końcu musi.
tbc.